Niewiele rzeczy
tak bardzo oszukuje jak wspomnienia.
[Carlos
Ruíz Zafón]
Moja dłoń
była cała mokra. Różdżka, której tak dawno nie używałam, wyślizgiwała mi się z
palców, lecz ja coraz mocniej je na niej zaciskałam. Być może to było powodem
tego niemiłosiernego bólu, który czułam.
Rozmazana postać w czarnej pelerynie zbliżała
się coraz szybciej. Próbowałam wyostrzyć wzrok, by dostrzec oprawcę, lecz nawet
nie widziałam jego twarzy. Deszcz padał z nieba wprost na mnie, mocząc mi
ubranie i twarz. Usłyszałam szyderczy śmiech, który wydał mi się dziwnie
znajomy. W takiej chwili jednak nie byłam w stanie przypomnieć sobie, skąd go
znam. Spodziewałam się, co mnie czeka – śmierć. Zawsze tak bardzo się jej
obawiałam, całe życie czaiła się w pobliżu. Voldemort nie próżnował, każdego
dnia dostawałam wieści o nowych morderstwach.
I wtedy przed moimi oczami stanęła jakaś
scena z mojego życia, koniec szóstej klasy w Hogwarcie i ten sam śmiech, który
usłyszałam na pustym korytarzu, lecz wtedy brzmiał inaczej, młodziej. W końcu
od tego czasu minęły cztery długie lata, w ciągu których bardzo wiele się
zmieniło.
Z początku nie mogłam uwierzyć. To on! To naprawdę on! – krzyczało moje
ciało, ale nie byłam pewna, w jaki sposób ta wiadomość mnie uratuje.
Wiedziałam, że aby ocalić życie muszę zmusić nogi do ucieczki, ale nawet, gdy
bardzo się starałam, nie mogłam. Stałam jak zaczarowana, patrząc tylko na
postać, która w prawej dłoni trzymała coś, czego nie mogłam dostrzec, ale z
pewnością było to wycelowane prosto we mnie. Byłam pewna, że mnie zabije.
Gdy zdałam sobie
z tego sprawę, nogi ugięły się pode mną. Całe ciało wydało się dziwnie ciężkie.
Uklękłam na zimnej i mokrej trawie. Spodnie szybko przemokły i powoli, bardzo
powoli przerażający chłód zaczął rozchodzić się po wszystkich moich komórkach,
a na rękach pojawiła się gęsia skórka. Nie zwracałam na to uwagi, bo odwróciło
ją zupełnie coś innego. Mój oprawca wykorzystał okazję i znalazł się jeszcze
bliżej. Czyż nie było łatwiejszej ofiary niż ja? Klęcząca na ziemi, z
opuszczoną różdżką u boku. Nawet nie byłam w stanie się bronić, na pewno nie ze
świadomością, że to on.
Kątem oka
spostrzegłam, że to, co trzyma w dłoni jest różdżką, którą widziałam przecież
tak wiele razy. Na lekcjach w jego ręce, a także tego pamiętnego dnia, gdy
celował ją prosto w moje serce, bez krzty współczucia czy litości. Tak samo
teraz wymierzona była prosto we mnie. Wiedziałam, że nic już nie mogę zrobić.
Nie zważając na skutki mojego czynu szepnęłam, wiedząc, że mnie usłyszy:
–
Nie zabijaj mnie, proszę.
Pamiętam ten prolog, ale nadal tak samo mnie porusza. Pomyśl jeszcze nad dobraniem do tego jakieś muzyki, na pewno tylko wzmocniłoby to cały efekt :>
OdpowiedzUsuńTy wiesz, że trzymam za Ciebie kciuki, nie ważne ile razy będziesz zaczynać od nowa i pod jakim adresem. Wystarczy, że jesteś wciąż tą samą, kochaną łezką, która nadal uparcie nazywa mnie Hope z dużej literki. Wierzę, że tym razem Ci się uda. I obiecuję być tutaj, gdybyś potrzebowała pomocy, albo po prostu pokrzepiającego słowa.
Pozdrawiam,
PS. Wyłącz weryfikację obrazkową, coo? Jest strasznie upierdliwa.
Za krótko.
OdpowiedzUsuńI zbyt starałaś się być intrygująca, przez co struktura techniczna się wyłożyła. Chociażby ten fragment "trzymał coś w ręce, wycelowane we mnie..." - jeżeli mówimy o czarodziejach, to dość oczywiste, co to było, a to się tak czyta, że zamiast się przejmować, miałam ochotę parsknąć śmiechem.
Fajna puenta, to na pewno, coś to wnosi do fabuły. Ogólnie, nie wypadło to za dobrze. Zostawiłabym z tego raptem parę zdań.
Najsmutniejsze jest to, że gdybyś nie starała się tak bardzo napisać tego w sposób intrygujący i dramatyczny, gdybyś uraczyła nas nawet najprostszą historyjką z życia bohaterki, mógłby to być naprawdę fajny kawałek tekstu. Dlatego ja zawsze mówię, że najpierw warsztat, a potem oryginalność.
Nie wiem, czy masz betę, ale jeśli nie, to polecam. Fajna sprawa. Cały ten komentarz to mniej więcej to, co moja mi powiedziała iks lat temu o moim prologu do jakiegoś tam opowiadania. No bo pewnie, że ja też kiedyś popełniłam taki błąd. Inaczej nie krytykowałabym Cię tak pewnie.
Ach, z formalności, które można naprawić, nie wywracając całego tekstu:
To on! To naprawdę on! – krzyczało moje ciało, ale nie byłam pewna, w jaki sposób ta wiadomość mnie uratuje. - Jak ciało może krzyczeć? W myślach sobie krzyczeć, to jeszcze spotykałam? Ale krzyczące ciało? Ciało to się mogło bardziej ku niemu wyrywać, przynajmniej jak na moje.
Pozdrawiam,
Śladami Łapy.
Witaj.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze muszę przyznać, że masz śliczny szablon - taki jak mój, hahah ;) No cóż, w moim mniemaniu masz więc całkiem niezły gust, jako, że sama uważam mój... Twój... NASZ szablon za wspaniały :P
Uważam, że masz bardzo ciekawy, oryginalny pomysł, który przy odrobinie pod szlifowania języka i opisów, mogłoby być genialne. To znaczy, uważam, iż Twój styl jest bardzo dobry, choć ,,from time to time" mogłabyś wtrącić jakąś przyjemną przenośnię czy porównanie, które nadałoby całości szlachetnej treści. To tylko taka sugestyjka.
Jeśli mogę coś jeszcze powiedzieć to to, że prosiłabym o zmianę czcionki na tyci-tyci większą, ponieważ moje ,,stare" oczy tego nie zniosą. To tyle, dzięki :)
,,Gdy zdałam sobie z tego sprawę, nogi ugięły się pode mną." - hm... nie chcę uchodzić za specjalistkę, bo takową nie jestem, na pewno nie, jednakże uważam, że lepiej brzmiałoby: ,, nogi się pode mną ugięły" :)
Dwoma słowami: cieszę się. Cieszę się, że tu dotarłam, że przeczytałam, że skomentowałam. Moim zdaniem ta historia jest godna uwagi, zobaczymy co będzie dalej.
Jeśli informujesz, to poproszę bardzo, a także dodaję Cię do linków.
{ hipokryzja-uczuc.blogspot.com }
Witam serdecznie.
OdpowiedzUsuńPrzypadkiem weszłam na Twego bloga i postanowiłam przeczytać.
Sam prolog jest dość ciekawy i taki krótki, ale wiadomo po samym prologu nie można za wiele powiedzieć dlatego mocno zaintrygowana proszę powiadom o nowym rozdziale.
Z przyjemnością poczytam ciąg dalszy gdyż zapowiada się ciekawe opowiadanie i mam nadzieję, że powiadomisz mnie na http://niewolnicy-przeznaczenia.blogspot.com gdzie zapraszam na moje opowiadanie.
może właśnie cię zainteresuej.
Ojej, gdzież ja zawędrowałam? Nie wiem, jak to się dzieję, że ZAWSZE potrafię znaleźć drogę na Twoje kolejne opowiadanie. Siła przyciągania ;) Czarna Orchidea czeka teraz na wielką reaktywację za parę lat (kiedy do niej dorosnę i będę umiała ubrać w słowa), więc ja tymczasem wracam do Syriusza. Oczywiście na razie tylko czytam, więc chwała Bogu, że tu dotarłam.
OdpowiedzUsuńWiesz, że Cię uwielbiam. Twój styl, Twoją tajemniczość. W trakcie czytania moja podświadomość wykrzykiwała kolejne nazwiska: Black! Malfoy! Zabini! No cóż, wyjaśnienie zostawiam Tobie.
Zaintrygowałaś mnie, no!